Laureat 2013
Artur Pałyga
W ŚRODKU SŁOŃCA GROMADZI SIĘ POPIÓŁ
Lekturze dramatu Artura Pałygi towarzyszy poczucie braku realizmu przedstawionych zdarzeń i zawieszenia w międzyczasie. Napisany bez podziału na akty i sceny, pozbawiony klasycznie rozumianej akcji utwór, z poszarpaną, polifoniczną narracją i urwanymi w pół zdania dialogami, jest zapisem stanów wewnętrznych człowieka, próbą uchwycenia złożoności tajemnicy bytu. Ukryte między wierszami i powracające obsesyjnie odwieczne pytania: „Kim są ludzie?” i „Co kształtuje ich losy?” pozostaną jednak bez odpowiedzi.
Chcąc ułatwić czytelnikowi podróż po przesyconym atmosferą oniryczności i poetyckości świecie dramatu, autor wprowadza na scenę trzech przewodników, zewnętrznych obserwatorów. Pierwszym z nich jest współczesny voyerysta, wytwór kultury inwigilacji, którego działania wpisują się w konwencję reality show. Idąc tym tropem, można przez moment uwierzyć, że oglądamy audycję, „ostatnie słuchowisko świata pod tytułem widowisko”, rodzaj filmu dokumentalnego, na którym klatka po klatce, bez pominięcia żadnego detalu, podglądamy ludzkie życie. Jednak gdy tylko z ułamków zdarzeń relacjonowanych przez świadków, próbujemy złożyć logiczną całość, dokonać rekonstrukcji, okazuje się to niemożliwe. Istnieje przecież prawdopodobieństwo, sugeruje autor, że wszystko co widzieliśmy było jedynie snem, halucynacją zbiorową… Orędownikami idei theatri, są w tekście dramatu Płomyk i Iskierka. Uosabiają oni także teorię Plotyna, zakładającą, iż „każda istota jest iskrą Bożego ogniska”, że wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni: żywi z umarłymi, dzieci ze starcami, drzewo i płatek śniegu z człowiekiem. Pochodzące nie z tego świata postaci przewodników, strażników Czasu, obdarzonych wyższą świadomością, wiedzących, że wszystko ma swój kres i początek, i że nic w życiu nie jest pewne i dane nam raz na zawsze.
Pałyga wpisuje w swój tekst postaci „ludzi granicznych”, zawieszonych między życiem i śmiercią: Lucy – ofiarę pożogi, kobietę chorą na raka i sparaliżowanego chłopca. Próbując uchwycić ów stan „pomiędzy”, autor zatrzymuje zegar na godzinie dwunastej. Podobnie jak w słynnym filmie Wima Wendersa: „Piknik pod Wiszącą Skałą”, którego atmosfera unosi się nad dramatem Pałygi, dwunasta jest godziną symboliczną.
W południe „najjaśniej wszystko widać”. Możemy obserwować życie w całej rozpiętości zdarzeń. Biegną one przynajmniej dwutorowo. Wydarzają się rzeczy zwyczajne. O dwunastej toczą się rozmowy przy kawie, odbywają lekcje w szkole, ktoś kupuje jabłka, ktoś inny kłóci się przez telefon. Tragedie nie dają jednak o sobie zapomnieć. Choroby, katastrofy i irracjonalne lęki, wdzierają się wszelkimi możliwymi szczelinami, pomału i podstępnie do tego harmonijnego świata, burząc zastany rytm codzienności. Dwunasta jest godziną mistyczną, stanem ducha, w którym trzeba się zatrzymać by skonfrontować się z kosmosem, z przyszłością, w końcu z cierpieniem i śmiercią.
Pałyga poszukuje języka dla bólu, dla wyrażenia tego co niewyrażalne i nieopisywalne. Konstruuje dramat ze strzępów dialogów podsłuchanych na ulicy i konfrontuje je z poetyckimi, wysublimowanymi frazami, ale również niepełnymi, rozstrzelonymi graficznie słowami, zbitkami sylabowymi a nawet pojedynczymi literami.Poprzez te zabiegi językowe autor wydaje się hipnotyzować czytelnika, celowo spowalniać naszą percepcję, tak byśmy mogli pochylić się nad tragedią. – Gdzie jest moja mama? – woła córka Lucy. To pytanie, zapisane przez autora na wiele sposobów, wracające jak echo, rozrywające serce, w końcu cichnie, ale nie znika, pozostaje zawieszone w przestrzeni…